KSIĘŻNICZKA I SMOK
Dawno, dawno temu, za siedmioma
górami, siedmioma lasami, w ogromnym, pięknym zamku, otoczonym fosą niczym
błękitną wstążką, żył sobie król wraz ze swoją ukochaną żoną (niezłą laską z
sąsiedniego królestwa) i siostrą. Domówka była przewspaniała. Nie brakowało im
niczego; począwszy od urządzonych z przepychem komnat, wypełnionych po brzegi
spiżarni, wielgachnej sali balowej, kilku skarbców pełnych złota, skończywszy
na zwodzonym moście ze srebrnymi zdobieniami. Każde pomieszczenie wypełnione
było kwiatami, które codziennie na nowo układał mistrz ikebany, a z kuchni
wydobywał się przyjemny aromat gotowanych potraw.
Wszyscy
żyjący w tym królestwie byli szczęśliwi. Nie było mowy o głodowaniu, życiu w
nędzy, czy wyniszczających chorobach. Nad mieszkańcami nie wisiało nawet widmo
wojny lub mniejszego konfliktu zbrojnego, co było zasługą genialnej polityki
króla. Władca cieszył się powszechnym szacunkiem i poddani darzyli go miłością.
I
w sumie mogłoby się to skończyć już teraz na tym sławetnym i żyli długo
i szczęśliwie, bo w końcu czego można jeszcze chcieć? Tylko, że wtedy
byłoby... Nudno. Nie do końca prawdziwie, bo powszechnie znany jest fakt, że
nic nie trwa wiecznie, a jeżeli coś szło do tej pory łatwo i przyjemnie, to w
końcu coś musi się stać. Albo może to tylko takie nasze wmawianie sobie, że nie
może być cały czas dobrze?
Mniejsza
o to. W naszym królestwie któregoś dnia zdarzyła się w końcu katastrofa, na
którą wszyscy czekali. Tylko nikt nawet nie przypuszczał, że będzie to prawdziwy
horror. Mianowicie ich ukochana księżniczka, ucieleśnienie dobra, prawdziwy Anioł
zesłany im z Niebios; ta, która nigdy nie przeszła obojętnie obok
potrzebującego, która urządzała raz w tygodniu bal dla mieszkańców wioski, żeby
mogli się poczuć, jak prawdziwi królowie, która odwiedzała najstarszych w
królestwie, żeby pokazać im, że o nich nie zapomnieli, została porwana
i jest przetrzymywana w Strasznym Zamczysku, gdzie według legendy w
ciele potwornego Smoka umieszczona jest najczarniejsza magia.
W
królestwie nastąpiła żałoba. Wszyscy opłakiwali młodą księżniczkę; żarliwie
modlili się o jej szczęśliwi powrót. Liczni śmiałkowie wyruszali w ratowniczych
misjach, ale nikt z nich nie wracał. Dotarcie do Zamczyska graniczyło z
cudem. Trzeba się było nieźle nagłówkować, żeby dobrze podążać za wskazówkami i
się nie zgubić w Mrocznym Gaju. Wyprawa nie była prosta, ale każdy miał
nadzieję odnaleźć księżniczkę, nie tylko dlatego, że wszyscy ją ubóstwiali.
Gdyby tak poszperać w sumieniach odważnych rycerzy, którzy zarzekali się, że
przyprowadzą siostrę króla, to nie dobroć kobiety kazała im się udać na
samobójczą misję, ale nagroda, którą by otrzymali, gdyby im się powiodło.
Król
obiecał rękę swojej siostry temu, kto ją uratuje. Wiązałoby się to z objęciem
tronu w królestwie, bo obecny władca chciał wyjechać ze swoją małżonką do jej
ziem i nimi władać. Motywacja była więc ogromna.
Sir
Tomas również martwił się o księżniczkę. To dzięki niej był w królestwie, żył
i powodziło mu się dość dobrze. Nie narzekał na brak złota, był poważany w
rycerskim gronie, wygrywał turnieje, a dziewki same pchały się do jego łoża. I
może na pozór nic mu nie brakuje, ale gdzieś w środku czuje, że ma puste
miejsce, w które może wpasować się tylko jedno. Niestety nie wiedział co...
-Nie wybierasz się na ratunek Francesce? –Spytała Ingrid. Była
fryzjerką. Najlepszą w całym królestwie. Sam król przychodził się do niej
strzyc. Mówili, że ma już sto trzydzieści lat, ale każdego nowego roku upierała
się, że ma dziewięćdziesiąt. Niedowidziała, była głucha na lewe ucho, jej głos
skrzeczał, jak drzwi od starej szafy, a prawa ręka trzęsła jej się, jakby była
zrobiona z galaretki; mimo to Tomas zawsze po wyjściu od niej wyglądał jak
Najprzystojniejszy Rycerz w Królestwie (NRwK).
-Chyba nie powinienem.
-Dlaczego? Myślałam, że się przyjaźnicie.
-Przyjaźnimy...
Od
małego. To ona znalazła go zapłakanego przy granicy królestwa. Był pobity
i zziębnięty. Jego opiekun stwierdził, że mu zawadza, więc się go pozbył.
Gdyby nie Francesca zginąłby tam. Dała mu dom, przygarnęła do swojej rodziny.
Przekonała Luce, żeby dał mu szansę, którą w pełni wykorzystał. Król polegał na
nim i mu ufał. Dlaczego więc siedzi teraz u Ingrid, a potem ma zamiar iść do
pubu, żeby upić się kilkoma kuflami miodu? Już dawno powinien być w trasie.
Powinien iść i ją uratować, bo jest jej to winien.
Tylko
co jeśli mu się uda? Poślubi ją? Powie, że jej nie chce? Czy nie będzie to
obraza dla księżniczki? Jednego był pewny, nie może się z nią ożenić, bo
Francesca zasługuje na kogoś lepszego niż on. Kogoś kto pokocha ją całym
sercem, kto będzie dbać o nią. Co może jej dać jakiś bękart, nad którym się
kiedyś zlitowała?
-Powinieneś iść.
-Dlaczego?
-Księżniczka nigdy nie zostawiłaby cię w potrzebie.
Tomas spojrzał na Ingrid. Miała
rację. Ona nigdy by go nie zostawiła, więc dlaczego jeszcze się zastanawia?
-Pójdę.
Fryzjerka
uśmiechnęła się chytrze. Życzyła mu powodzenia i odprowadziła wzrokiem. Gdy
tylko rycerz zniknął jej z pola widzenia, wzięła kawałek papieru i szybko
napisała na nim krótką wiadomość: Wyruszył. Zwinęła karteczkę i
przymocowała ją do nóżki gołębia.
-Znajdź ją. –Szepnęła i wypuściła ptaka.
Sytuacja
była bardziej skomplikowana, niż mogło się wydawać na początku. Po pierwsze
księżniczka nie została porwana. Była to jedna wielka mistyfikacja. Owszem,
znajdowała się w Strasznym Zamczysku, ale nie była tam uwięziona. Wręcz
przeciwnie. Miała tam wszelkie wygody; popijała sobie kolorowe drinki, oddawała
odżywczym kąpielom i chodziła na masaże. Po drugie wszystko to zostało
zaplanowane przez nią i jej brata, i miało na celu znalezienie jej męża. Musiał
być on odważny i mądry, więc jak inaczej można sprawdzić, czy posiada te cechy,
jeśli nie wysłać go na trudną misję. Po trzecie Francesca dobrze wiedziała, za
kogo chce wyjść. Już dawno oddała swoje serce pewnemu Rycerzowi, który jednak
nie kwapił się do poproszenia o jej rękę. Ułożyli wszystkie wskazówki tak, aby
tylko on mógł do niej dotrzeć. Oczywiście będzie się musiał przy tym wszystkim
namęczyć, wrócić do wspomnień, ale Fran wierzyła, że mu się uda, a jeżeli
nie... Zginie. Ona pogrąży się w żałobie, ale będzie to tylko znaczyło, że nie
był wart jej serca.
Sir
Tomas ubrał swoją zbroję, zabrał miecz, linę, krzesiwo i coś do jedzenia.
Zamknął drzwi od swojej chaty i ruszył w podróż swojego życia. Pomyślał, że nic
tutaj nie zostawia, nikt nie będzie tęsknił, nikt nie będzie się o niego
martwił. Tylko jedna osoba o niego dbała, ale teraz jest w niebezpieczeństwie i
on może jej pomóc. Co jeśli nie zdoła?
Pierwsze
zadanie wydawało się proste. Doszedł do drogowskazu, który jasno wskazywał, że
jeżeli chce się dojść do Strasznego Zamczyska należy skręcić w lewo.
Droga w prawo prowadziła nad Tęczowy wodospad. Tomas poprawił swój
miecz i już ruszył w lewo, gdy kątem oka zauważył namalowanego na drzewie Niebieskiego
Płomyka. Dopiero teraz spostrzegł, że pośrodku jest ledwo widoczna trzecia
ścieżka. Wszedł w jej głąb i zauważył więcej Niebieskich Płomyków.
Przypomniał sobie pierwsze spotkanie z księżniczką...
Łkał
cicho, modląc się o szybką śmierć. Nie do końca rozumiał, co takiego złego
zrobił, że został porzucony. Leżał pod drzewem i kulił się z zimna, gdy nagle
usłyszał szelest. Miał nadzieję, że to niedźwiedź, który zakończy jego męki,
ale zza krzaków wyszła dziewczynka. Była mniej więcej w jego wieku, miała włosy
czarne, jak heban, różowiutkie usta i zielone oczy. Miała na sobie fioletową
sukienkę i białe buciki. W ręku trzymała bukiet stokrotek.
-Jak mnie znalazłaś?
-Niebieskie Płomyki pokazały mi drogę...
Wybrał środkową ścieżkę.
-Mam nadzieję, że i tym razem pozwolicie nam się odnaleźć.
–Szepnął i ruszył przed siebie.
Przedzierając
się przez gąszcze, myślał o niej. Przywoływał w pamięci jej delikatną twarz,
jej śmiech i to jak słodko rumieniła się, gdy przyniósł jej zerwanego na łące
maka. Pamiętał, jak wstrzymywała oddech, gdy stawał za nią, żeby poprawić
ułożenie łuku, kiedy uczył ją strzelać. Dotknął policzka, gdzie nadal czuł jej
miękkie wargi, gdy gratulowała mu wygranej w kolejnych turniejach.
Musi
ją odnaleźć, chociażby tylko po to, żeby uderzyła go w tył głowy, gdy powie
jej, że w czarnej sukience wygląda jak wiedźma.
Droga
prowadziła do mieszkania Ogra, który był dziesięć razy większy od normalnego
mężczyzny, żywił się ludzkim mięsem, miał niesamowity słuch i był ślepy. Tomas
postanowił, że cicho przemknie obok domu i ruszy dalej. Wystraszył się, gdy
nagle obok jego nogi zmaterializowała się gadająca jaszczurka.
-A czegoż tu szukasz, młodzieńcze? Życie ci nie miłe?
-Muszę uratować księżniczkę. –Tomas z niepokojem przyglądał się
drzwiom wejściowym, z których w każdej chwili mógł wypaść wściekły Ogr.
-A niby jak chcesz to zrobić?
-Jak to jak? –Rycerz spojrzał na jaszczurkę. –Zakradnę się do Zamczyska
i ją uwolnię.
-A jak się tam dostaniesz? Potrafisz latać?
Tomas uniósł brwi. O czym ta
jaszczurka mówi?
-Czy nie wiesz, że Zamczysko jest usytuowane na chmurze?
Pobladł.
Myślał, że to tylko głupie plotki, ale skoro istnieją gadające jaszczurki, to
i pewnie Zamek stoi na chmurze. Chciał spytać gada, czy zna jakiś
sposób, na dostanie się do zamku, ale już go nie było. Tomas usiadł pod drzewem
i zamknął oczy. Nie potrafi latać, nie zna się na magii, musi szybko wymyślić
jakiś sposób, żeby się tam dostać.
-Magiczne
fasolki –pokazała mu obrazek w książce. Lubiła dużo czytać. Dowiadywała się z
nich wielu ciekawych rzeczy, a potem się przed nim wymądrzała. Przechwalała się
tym, że wie, jak zabić Ogra, że zna przepis na eliksir miłości, że wie, że
gdzieś w królestwie ukryte jest magiczne lusterko, które potrafi przenieść do
innej krainy.
Uwielbiał ją słuchać. Chłonął każde jej słowo, jednak
nigdy się do tego nie przyznał. Kpił, że to jakieś brednie, mówił, że w
książkach są nudne historyjki dla bab. Obrażała się za to na niego. Mówiła, że
jest głupim ignorantem.
-Założę się, że kiedyś ta wiedza uratuje ci życie! –Krzyczała.
–Nie zapomnij mi wtedy podziękować!
Zgodnie
z tym, co Fran wyczytała w swoich książkach, ten obrzydliwy Ogr ma Magiczną
Fasolkę, która, gdy wsadzi się ją do ziemi, wyrasta na tyle wysoko, że
będzie mógł wspiąć się po jej łodydze, aż do Zamczyska. Musiał tylko
zaufać książkom księżniczki i zdobyć ziarenko. Nie mogło to być takie
trudne. Po prostu musi być cicho.
Tomas
zakradł się do domu Ogra i zaczął się rozglądać. Zastanawiał się, gdzie olbrzym
może trzymać fasolki. Skoro jest ślepy, to musi ją trzymać gdzieś blisko. Z
oddali zaczął mu się przyglądać. Ogr robił cebulową zupę. Rycerz nie zamierzał
być do niej dodatkiem. Gdy olbrzym odwrócił się, by wymacać solniczkę, Tomas
zauważył mały wisiorek na jego szyi. W środku coś świeciło. Stwierdził, że
muszą to być Magiczne Fasolki. Pozostała kwestia tego, jak je dostać.
Ziarenka
maku mają właściwości usypiające. Jeżeli zbierze ich wystarczająco dużo, to
może uda mu się na chwile uśpić Ogra, wyciągnąć jedną fasolkę i uciec. Tak,
plan był genialny. Szkoda tylko, że nigdzie w pobliżu nie było pola maków.
Mężczyzna
westchnął. Może poczeka, aż Ogr sam się położy? Może też robi sobie poobiednią
sjestę? Może nie będzie musiał czekać, aż się ściemni... Czy w ogóle Ogry
chodzą spać? Próbował sobie przypomnieć wszystkie informacje, które Francesca
czytała mu z książek, ale żadna z nich nic nie mówiła o ich sennych
preferencjach. Wszedł z powrotem do domku. Jeżeli szybko czegoś nie wymyśli,
nigdy nie uratuje Fran. Kopnął ze złości w ścianę. Dopiero po chwili uświadomił
sobie, co najlepszego zrobił.
Usłyszał
go Ogr i teraz gonił po całej polanie. Słyszał każdy szelest, każdy jego krok.
Nie zdoła mu uciec. Wszędzie go znajdzie. Tomas zatrzymał się gwałtownie i
dobył miecza. Jeżeli ma zginąć, to zrobi to jak prawdziwy mężczyzna; będzie
walczył.
-Lubię,
jak się złościsz –powiedział, zakładając kosmyk jej czarnych włosów za ucho.
–Oczy ci wtedy błyszczą.
-Och, zamknij się!
–Uderzyła go książką po głowie. Chwycił ją w pasie i przygniótł do ściany.
-Już ja ci pokażę!
–Zaczął ją łaskotać. Śmiała się do rozpuku, błagając by przestał. Kiedy
skończył, zarzuciła mu ręce na szyję i się uśmiechnęła.
-Jak będziesz
kiedyś walczył z Ogrem, to celuj w to jego jedno oko.
W oko. Tomas poszukał dla siebie najbardziej
dogodnego miejsca. Chwycił mocno miecz i gdy był gotowy, zagwizdał. Ogr
odwrócił się w jego kierunku, a wtedy rycerz rzucił mieczem w jego oko. Olbrzym
zawył, zachwiał się i po chwili upadł. Mężczyzna podszedł do niego z walącym w
piersi sercem. Modlił się o to, żeby Ogr się nie obudził i nie pożarł go na
miejscu. Z wisiorka wyciągnął ostatnie ziarenko Magicznej Fasolki.
-Mam cię –ścisnął je w dłoni. Wyciągnął twarz ku słońcu i
odetchnął głęboko. –Idę po ciebie, Fran.
Myślał, że teraz już wszystko pójdzie łatwo, że jeżeli
zdobył fasolkę to po prostu podejdzie jak najbliżej tej chmury, na której
znajduje się Zamczysko, zasadzi ją i
poczeka, aż jego droga do nieba wyrośnie. Nigdy nie miał problemów ze
wspinaniem się na drzewa, więc szybko wespnie się na górę, zakradnie się cicho
do Zamku i wyciągnie Fran ze środka.
Martwił się o nią. O Strasznym Zamczysku krążyły różne legendy, ale żadna z nich nie zawierała
szczęśliwego zakończenia. Co jeśli ich ukochana księżniczka już nie żyje? Przełknął
głośno ślinę, gdy ta niewesoła myśl przeszła mu przez głowę. Starał się
przekonać samego siebie, że to niemożliwe. Fran jest inteligentną, sprawną
kobietą. Potrafi posługiwać się mieczem i strzelać z łuku. Na pewno udało jej
się gdzieś ukryć i teraz czeka, aż ktoś ją uwolni. Aż on ją uwolni. Tak jak
kiedyś ona jego uwolniła...
-Jesteś idiotą –powiedziała, patrzą na niego z
rozbawieniem. Ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Wcale mu się nie podobało,
że akurat ona znalazła go w takiej krępującej sytuacji. Mało to męskie, kiedy
kobieta musi ratować mężczyznę, ale oprócz niej nikogo nie było widać na
horyzoncie, a on już miał dość siedzenia w sieci, w którą wpadł, gdy wybrał się
na polowanie. Dyndał teraz, poskurczany na gałęzi i czuł, że wszystkie mięśnie
mu zdrętwiały. Zastanawiał się, jak w ogóle dojdzie do Zamku.
-Nie wiesz, że
trzeba patrzeć pod nogi? –Spytała wesoło.
-Czy Wasza
Wysokość mogłaby mnie w końcu stąd ściągnąć? –Warknął i zaczął się szamotać.
Czuł się upokorzony.
-Oczywiście Sir
Tomasie. Z największą przyjemnością. –Ukłoniła się, a potem z gracją odcięła
linę. Spadł z hukiem, zastanawiając się, czy przypadkiem nie ma złamanego
kręgosłupa.
Francesca
podbiegła do niego przerażona, gdy przestał się ruszać. Próbowała go ocucić,
ale on nie otwierał oczu. W duchu śmiał się z jej paniki, ale zasłużyła sobie
na to, żeby z niej zażartować.
-Tomas! Tomas, no
otwórz te cholerne oczy! –Szarpała go. Głos niebezpiecznie jej się łamał i była
bliska płaczu, gdy nagle chwycił ją za rękę i podniósł głowę.
-Takie brzydkie
słowo w ustach księżniczki? -Pokręcił głowę z dezaprobatą. -To nie przystoi.
Król byłby zdruzgotany. –Uderzyła go w ramię, gdy zaczął się śmiać.
-Idioto, myślałam,
że nie żyjesz! –Wstała z ziemi, otrzepała sukienkę i odwróciła się obrażona.
-Hej! –Chwycił ją
za rękę i odwrócił w swoją stronę. –Przepraszam. –Pogłaskał ją po policzku.
–Nie wiedziałem, że tak się mną przejmiesz. To miłe. –Uśmiechnął się ciepło,
gdy się zarumieniła.
Byli przyjaciółmi i nigdy inaczej jej nie traktował.
Nie mógł sobie na to pozwolić. Była nieosiągalna dla niego. Była stworzona do
rzeczy wielkich. Do sprawiedliwego panowania nad Królestwem. Potrzebowała u swojego boku szlachetnego mężczyzny, który dotrzymałby jej kroku, sprostałby jej
wymaganiom, był dla niej oparciem i wspierał ją w trudnych wyborach.
Potrzebowała księcia z prawdziwego zdarzenia, a nie zagubionego rycerza, który
cudem ocalał i to tylko dlatego, że ona go uratowała. Właśnie z tego powodu
nawet nie pomyślał, że mógłby
kiedykolwiek rozbudzić w sobie uczucie silniejsze niż przyjaźń.
Przystanął na chwilę i zapatrzył się na majaczący w
oddali zarys Strasznego
Zamczyska, był już blisko... Jeżeli
będzie utrzymywał cały czas takie tempo, to dotrze tam jeszcze przed zachodem
słońca.
Chciał ją już zobaczyć. Całą i zdrową. Tęsknił za nią
bardziej, niż przypuszczał. Brakowało mu jej uśmiechu, melodyjnego głosu,
karcącego spojrzenia, gdy podkradał z kuchni jabłka. Chciał, żeby się w niego
wtulała, żeby mierzwiła mu włosy i krzyczała, gdy wyśmiewał jej mądrości. Dużo
by dał, żeby znowu się na niego obrażała i nie odzywała tylko przez pół dnia,
bo dłużej nie umiała wytrzymać, nawet jeżeli wcześniej zarzekała się, że nie
wypowie do niego już nigdy więcej ani jednego słowa.
Na ostatniej prostej do Strasznego Zamczyska spotkał
głośno zawodzącą staruszkę. Wiedział, że jeżeli się zatrzyma, nie dotrze do
celu przed zmrokiem, więc minął ją, ale po kilku metrach zawrócił. Nie potrafił
przejść obojętnie wobec kogoś w opresji. Francesca zawsze mówiła mu, że nie
wolno się odwracać do kogoś plecami, bo nie wiadomo, czy kiedyś sami nie
będziemy potrzebować jego pomocy.
-Co się stało, pani? –Podszedł do kobiety.
-Och, młodzieńcze! Mój kot wdrapał się na Magiczny Pal i nie potrafi zejść –wskazała ręką w górę. –Człowiek nie może się po
nim wdrapać, bo jest zaczarowany.
Tomas spojrzał z
powątpiewaniem w górę. Tyle hałasu o jakiegoś kota?
-Mam tylko jego, mój panie –staruszka zawodziła coraz głośniej.
–Nie mam rodziny; sama jestem na tym świecie. Samiuteńka... –pociągnęła nosem.
–Tylko on jeden mi został. On jeden... –znowu pociągnęła nosem. –Co ja
nieszczęsna zrobię?!
Rycerzowi zrobiło się żal kobiety. Bóg jeden wie, czy nie
mieszkała jako jedyna w tym okropnym gaju, wśród tych Ogrów i innych
niebezpiecznych stworzeń. Tylko ten kot dawał jej szczęście... Ten cholerny
kot, któremu zachciało się wyjść na ten Magiczny Pal. Tomas podszedł i
dotknął drewna. Spróbował się na nie wspiąć różnymi sposobami, ale za każdym
razem się ześlizgiwał. Kobieta była zrozpaczona. Był tylko jeden sposób, żeby
jej pomóc. Ścisnął mocniej Fasolkę, którą trzymał w dłoni. Pomyślał, że właśnie tego
chciałaby Francesca. Nigdy nie myślała o sobie. Zawsze na pierwszym miejscu
byli inny.
Tomas zasadził pod Palem Magiczną Fasolkę i poczekał, aż wyrośnie. Później wdrapał się na nią
i zdjął kota, który podrapał go po ręce. Niewdzięczny pchlarz.
-Dziękuję, dziękuję! –Staruszka wzięła zwierzę na ręce i spojrzała
na Tomasa z wdzięcznością. –Niech ci się dobrze wiedze.
Pokiwał tylko głową i
westchnął. Spojrzał w stronę chmury, na której stał zamek i westchnął z
rezygnacją. Był tak blisko... Odwrócił się do kobiety i smutno uśmiechnął.
-Tobie też.
Ruszył w dalszą drogę, chociaż wiedział, że nie ma to już
sensu. Bez Magicznej Fasolki nie uda mu się wejść na chmurę. Nie potrafił latać.
Wzniósł oczy ku niebu i cicho prosił o cud. Zauważył, że coś błysnęło i leci w
jego kierunku. Najpierw myślał, że to świetlik, ale gdy obiekt zbliżał się do
niego, spostrzegł, że to Wróżka.
-Sir Tomas –głos miała cichy; musiał wytężać słuch,
by zrozumieć, co do niego mówi.
-Znasz mnie?
-Znam wszystkich –odparła z dumą.
-Ale nie wszyscy znają ciebie.
-Bo jesteś ignorantem! –Prychnęła z lekceważeniem. –Jestem Dzwoneczek.
-Nie chciałem cię urazić, wybacz Dzwoneczku.
-Mniejsza o to –machnęła małą rączką. –Wykazałeś się
szlachetnością, oddając tej kobiecie Fasolkę, więc ja ci to
wynagrodzę.
-To właśnie robią Wróżki?
-Nie do końca –dmuchnęła w blond grzywkę, która opadła jej na
oczy. –Normalnie znajduję zgubiska i robię z nich fantastyczne rzeczy, ale
nasza Szefowa, kazała mi zrobić coś dobrego dla ludzi –skrzywiła
się. –Więc robię.
Dała mu Księżycowy
Pył, dzięki któremu mógł wzbić się w
powietrze. Tomas skakał z radości, gdy wręczyła mu woreczek i wytłumaczyła, jak
to działa. Teraz będzie mógł dostać się na chmurę. Podziękował Dzwoneczkowi, która była już wyraźnie znudzona jego towarzystwem i posypał się
pyłem. Pomyślał, że to najpiękniejszy podarunek, jaki kiedykolwiek dostał. Nie
tylko mógł poczuć się wolny, jak ptak, ale dzięki niemu otrzymał szansę na
uratowanie księżniczki. Zupełnie,
jak w książce, pomyślał, gdy stanął na
chmurze.
W Dniu Jej Imienia dostała od niego niezwykły prezent. Chciał dać jej
coś wyjątkowego. Coś innego niż wszyscy.
-Co to? –Spytała, gdy wręczył jej oprawione w
skórę czyste kartki pergaminu.
-Książka. –Uśmiechnął się lekko.
-Pusta? –Zrobiła zdziwioną minę. Dla pewności
jeszcze raz przeglądnęła strony. Wpatrywała się w nie uporczywie, ale nic nie
potrafiła dostrzec. Popatrzyła na niego podejrzliwie. –To jakaś pułapka?
-A skąd!
–Roześmiał się. –Kochasz książki. Napisz swoją.
Poczuł dumę, gdy jej oczy rozbłysły w zachwycie. Rzuciła mu się na
szyję i w ekscytacji pocałowała w usta. Serce mu wtedy mocniej zabiło, ale ona
chyba w ogóle nie zdawała sobie sprawy z tego co zrobiła. Poszukała w toaletce
pióra i atramentu, usiadła na podłodze i zabrała się do pisania swojego
własnego opowiadania.
-Będzie o księżniczce. Zostanie zamknięta w
wieży i książę będzie musiał ją uratować. –Zmarszczyła nosek i zaczęła skrobać
po kartkach.
-Tylko niech nie będzie za prosto. –Przysiadł
się do niej i zaczął przyglądać kształtnym literom.
-Masz rację. Nie może tak po prostu wejść
sobie do wieży i ją zabrać. Hmm... –bębniła palcami o książkę. –Może będzie
musiał przejść trzy próby? Udowodnić swoją mądrość, odwagę i szlachetność?
Była jak w transie. Strony
zapełniały się w zawrotnym tempie. Przez chwilę myślał, że za mało ich dodał.
-Niech na końcu będą drzwi. –Wtrącił. –Dwie pary. Za jednymi
będzie czekała księżniczka, za drugimi śmierć.
-Niech będzie –dopisała coś. –Ale skąd będzie
wiedział, które wybrać?
-Może te właściwe będę w kolorze oczu
księżniczki? Jeśli go zna, to wybierze dobrze.
Posłała mu
szeroki uśmiech.
-Świetny pomysł.
-Poczekaj –chwycił jej dłoń, tą z piórem.
–Niech wybierze złe.
-Dlaczego ma wybrać złe?- Uniosła w
zdziwieniu brwi.
-Bo wszystkie te historyjki dobrze się
kończą. Niech twoja skończy się źle.
-Jesteś głupi –pokręciła ze śmiechem głową.
Gdy udało mu się dotrzeć do Zamczyska, wszystko zaczęło mu się układać w pewną całość. Francesca zawsze przy
nim była, pchała go do przodu, gdy wydawało mu się, że nie ma już siły iść,
wspierała go, gdy chciał się poddać, wierzyła, gdy sam wątpił.
Nagle przypomniał sobie te ukradkowe spojrzenia, gdy
myślała, że nie widzi. Uśmiechy, które pojawiały się na jej twarzy, gdy tylko
go zobaczyła. Przypadkowe dotknięcia, westchnienia, nawet zazdrość, gdy zbyt
długo rozmawiał z inną dziewczyną. Jak mógł tego wcześniej nie zauważyć? Jak
mógł nie dostrzec tych wszystkich drobnych gestów, które świadczyły o tym, że
nie jest jej obojętny? A może specjalnie je ignorował, bo nie mógł uwierzyć, że
nie marzy o bogatym księciu, tylko o nim?
Chciało
mu się śmiać, gdy uświadomił sobie, że Fancesca uknuła wszystko. Wiedziała, że
jeśli on po nią wyruszy, to ją odnajdzie. Tak, jak w jej opowiadaniu musiał
wykazać się mądrością, gdy nie poszedł ścieżką, która miała prowadzić wprost do
Zamczyska, ale wybrał tę, która była
oznaczona Niebieskimi Płomykami. Odwagę udowodnił, gdy pokonał Ogra, a
szlachetność, gdy pomógł staruszce. Biegnąc po krętych schodach wiedział, że na
samej górze czekają go drzwi. Dwoje. Będzie musiał wybierać. Oby zrobił to
dobrze.
Były
identyczne. Obejrzał je bardzo dokładnie. Nie chciał przegapić najmniejszego
szczegółu, który mógłby naprowadzić go na właściwy wybór. Wyglądały tak samo.
Żadne z nich nie były pomalowane na kolor jej oczu. Nie miały wykonanego
zdobienia w kształcie ulubionego kwiatu, ani żadnych wyrytych, ważnych dla niej
dat. Musiał zdać się na swoją intuicję. Zamknął oczy i odetchnął głęboko.
-Dobrze, niech
wybierze złe –stwierdziła. –Otworzy je i pochłonie go mrok.
-A księżniczka
umrze z tęsknoty –pstryknął ją w nos.
-I nie będą żyć
długo i szczęśliwie.
-Nie będą.
Otworzył szeroko oczy i ruszył przed siebie. Wiedział
już, że tylko jedno mogło wypełnić tę pustkę w jego sercu. Tylko jedno mogło
sprawić, że nie będzie mu już nic brakowało. W chwili, w której wchodził do
komnaty uświadomił sobie, że jego życie jest niczym bez...
Wybrał te po prawej stronie.
Hah, no kto by pomyślał że jeszcze kiedyś się "spotkamy".
OdpowiedzUsuńNo, ale cóż, oto jestem, we własnej osobie, i mam możliwoś przeczytania kolejnego twojego dzieła.
Hmm...podobało mi się nawiązanie do wszystkich tych bajek (czyżby płomyki były z "Meridy"?).
Tylko...musiałam (a właściwie to chciałam) pozmieniać wszystkie wyrazy "Tomas" na "Marco" (takia sobie paranoja. Po prostu kocham Marceske i tyle).
Chociaż w tym wypadku to niewiele zmieniło, bo sens został zachowany a całość była spójna i naprawdę miło się ją czytało.
Nie wspominając o tym, że koniec mnie rozbroił.
Już nie mogę się doczekać kolejnej Twojej pracy.
Pozdrawiam i niech wena Cię nie opuszcza.!
~Anonim Juleśka ❤