niedziela, 21 czerwca 2015

1.


KSIĘŻNICZKA I SMOK


            Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, siedmioma lasami, w ogromnym, pięknym zamku, otoczonym fosą niczym błękitną wstążką, żył sobie król wraz ze swoją ukochaną żoną (niezłą laską z sąsiedniego królestwa) i siostrą. Domówka była przewspaniała. Nie brakowało im niczego; począwszy od urządzonych z przepychem komnat, wypełnionych po brzegi spiżarni, wielgachnej sali balowej, kilku skarbców pełnych złota, skończywszy na zwodzonym moście ze srebrnymi zdobieniami. Każde pomieszczenie wypełnione było kwiatami, które codziennie na nowo układał mistrz ikebany, a z kuchni wydobywał się przyjemny aromat gotowanych potraw.
            Wszyscy żyjący w tym królestwie byli szczęśliwi. Nie było mowy o głodowaniu, życiu w nędzy, czy wyniszczających chorobach. Nad mieszkańcami nie wisiało nawet widmo wojny lub mniejszego konfliktu zbrojnego, co było zasługą genialnej polityki króla. Władca cieszył się powszechnym szacunkiem i poddani darzyli go miłością.
            I w sumie mogłoby się to skończyć już teraz na tym sławetnym i żyli długo i szczęśliwie, bo w końcu czego można jeszcze chcieć? Tylko, że wtedy byłoby... Nudno. Nie do końca prawdziwie, bo powszechnie znany jest fakt, że nic nie trwa wiecznie, a jeżeli coś szło do tej pory łatwo i przyjemnie, to w końcu coś musi się stać. Albo może to tylko takie nasze wmawianie sobie, że nie może być cały czas dobrze?
            Mniejsza o to. W naszym królestwie któregoś dnia zdarzyła się w końcu katastrofa, na którą wszyscy czekali. Tylko nikt nawet nie przypuszczał, że będzie to prawdziwy horror. Mianowicie ich ukochana księżniczka, ucieleśnienie dobra, prawdziwy Anioł zesłany im z Niebios; ta, która nigdy nie przeszła obojętnie obok potrzebującego, która urządzała raz w tygodniu bal dla mieszkańców wioski, żeby mogli się poczuć, jak prawdziwi królowie, która odwiedzała najstarszych w królestwie, żeby pokazać im, że o nich nie zapomnieli, została porwana i jest przetrzymywana w Strasznym Zamczysku, gdzie według legendy w ciele potwornego Smoka umieszczona jest najczarniejsza magia.
            W królestwie nastąpiła żałoba. Wszyscy opłakiwali młodą księżniczkę; żarliwie modlili się o jej szczęśliwi powrót. Liczni śmiałkowie wyruszali w ratowniczych misjach, ale nikt z nich nie wracał. Dotarcie do Zamczyska graniczyło z cudem. Trzeba się było nieźle nagłówkować, żeby dobrze podążać za wskazówkami i się nie zgubić w Mrocznym Gaju. Wyprawa nie była prosta, ale każdy miał nadzieję odnaleźć księżniczkę, nie tylko dlatego, że wszyscy ją ubóstwiali. Gdyby tak poszperać w sumieniach odważnych rycerzy, którzy zarzekali się, że przyprowadzą siostrę króla, to nie dobroć kobiety kazała im się udać na samobójczą misję, ale nagroda, którą by otrzymali, gdyby im się powiodło.
            Król obiecał rękę swojej siostry temu, kto ją uratuje. Wiązałoby się to z objęciem tronu w królestwie, bo obecny władca chciał wyjechać ze swoją małżonką do jej ziem i nimi władać. Motywacja była więc ogromna.
            Sir Tomas również martwił się o księżniczkę. To dzięki niej był w królestwie, żył i powodziło mu się dość dobrze. Nie narzekał na brak złota, był poważany w rycerskim gronie, wygrywał turnieje, a dziewki same pchały się do jego łoża. I może na pozór nic mu nie brakuje, ale gdzieś w środku czuje, że ma puste miejsce, w które może wpasować się tylko jedno. Niestety nie wiedział co...
 -Nie wybierasz się na ratunek Francesce? –Spytała Ingrid. Była fryzjerką. Najlepszą w całym królestwie. Sam król przychodził się do niej strzyc. Mówili, że ma już sto trzydzieści lat, ale każdego nowego roku upierała się, że ma dziewięćdziesiąt. Niedowidziała, była głucha na lewe ucho, jej głos skrzeczał, jak drzwi od starej szafy, a prawa ręka trzęsła jej się, jakby była zrobiona z galaretki; mimo to Tomas zawsze po wyjściu od niej wyglądał jak Najprzystojniejszy Rycerz w Królestwie (NRwK).
 -Chyba nie powinienem.
 -Dlaczego? Myślałam, że się przyjaźnicie.
 -Przyjaźnimy...
            Od małego. To ona znalazła go zapłakanego przy granicy królestwa. Był pobity i zziębnięty. Jego opiekun stwierdził, że mu zawadza, więc się go pozbył. Gdyby nie Francesca zginąłby tam. Dała mu dom, przygarnęła do swojej rodziny. Przekonała Luce, żeby dał mu szansę, którą w pełni wykorzystał. Król polegał na nim i mu ufał. Dlaczego więc siedzi teraz u Ingrid, a potem ma zamiar iść do pubu, żeby upić się kilkoma kuflami miodu? Już dawno powinien być w trasie. Powinien iść i ją uratować, bo jest jej to winien.
            Tylko co jeśli mu się uda? Poślubi ją? Powie, że jej nie chce? Czy nie będzie to obraza dla księżniczki? Jednego był pewny, nie może się z nią ożenić, bo Francesca zasługuje na kogoś lepszego niż on. Kogoś kto pokocha ją całym sercem, kto będzie dbać o nią. Co może jej dać jakiś bękart, nad którym się kiedyś zlitowała?
 -Powinieneś iść.
 -Dlaczego?
 -Księżniczka nigdy nie zostawiłaby cię w potrzebie.
Tomas spojrzał na Ingrid. Miała rację. Ona nigdy by go nie zostawiła, więc dlaczego jeszcze się zastanawia?
 -Pójdę.
Fryzjerka uśmiechnęła się chytrze. Życzyła mu powodzenia i odprowadziła wzrokiem. Gdy tylko rycerz zniknął jej z pola widzenia, wzięła kawałek papieru i szybko napisała na nim krótką wiadomość: Wyruszył. Zwinęła karteczkę i przymocowała ją do nóżki gołębia.
 -Znajdź ją. –Szepnęła i wypuściła ptaka.
            Sytuacja była bardziej skomplikowana, niż mogło się wydawać na początku. Po pierwsze księżniczka nie została porwana. Była to jedna wielka mistyfikacja. Owszem, znajdowała się w Strasznym Zamczysku, ale nie była tam uwięziona. Wręcz przeciwnie. Miała tam wszelkie wygody; popijała sobie kolorowe drinki, oddawała odżywczym kąpielom i chodziła na masaże. Po drugie wszystko to zostało zaplanowane przez nią i jej brata, i miało na celu znalezienie jej męża. Musiał być on odważny i mądry, więc jak inaczej można sprawdzić, czy posiada te cechy, jeśli nie wysłać go na trudną misję. Po trzecie Francesca dobrze wiedziała, za kogo chce wyjść. Już dawno oddała swoje serce pewnemu Rycerzowi, który jednak nie kwapił się do poproszenia o jej rękę. Ułożyli wszystkie wskazówki tak, aby tylko on mógł do niej dotrzeć. Oczywiście będzie się musiał przy tym wszystkim namęczyć, wrócić do wspomnień, ale Fran wierzyła, że mu się uda, a jeżeli nie... Zginie. Ona pogrąży się w żałobie, ale będzie to tylko znaczyło, że nie był wart jej serca.

            Sir Tomas ubrał swoją zbroję, zabrał miecz, linę, krzesiwo i coś do jedzenia. Zamknął drzwi od swojej chaty i ruszył w podróż swojego życia. Pomyślał, że nic tutaj nie zostawia, nikt nie będzie tęsknił, nikt nie będzie się o niego martwił. Tylko jedna osoba o niego dbała, ale teraz jest w niebezpieczeństwie i on może jej pomóc. Co jeśli nie zdoła?
            Pierwsze zadanie wydawało się proste. Doszedł do drogowskazu, który jasno wskazywał, że jeżeli chce się dojść do Strasznego Zamczyska należy skręcić w lewo. Droga w prawo prowadziła nad Tęczowy wodospad. Tomas poprawił swój miecz i już ruszył w lewo, gdy kątem oka zauważył namalowanego na drzewie Niebieskiego Płomyka. Dopiero teraz spostrzegł, że pośrodku jest ledwo widoczna trzecia ścieżka. Wszedł w jej głąb i zauważył więcej Niebieskich Płomyków. Przypomniał sobie pierwsze spotkanie z księżniczką...
            Łkał cicho, modląc się o szybką śmierć. Nie do końca rozumiał, co takiego złego zrobił, że został porzucony. Leżał pod drzewem i kulił się z zimna, gdy nagle usłyszał szelest. Miał nadzieję, że to niedźwiedź, który zakończy jego męki, ale zza krzaków wyszła dziewczynka. Była mniej więcej w jego wieku, miała włosy czarne, jak heban, różowiutkie usta i zielone oczy. Miała na sobie fioletową sukienkę i białe buciki. W ręku trzymała bukiet stokrotek.
 -Jak mnie znalazłaś?
 -Niebieskie Płomyki pokazały mi drogę...
Wybrał środkową ścieżkę.
 -Mam nadzieję, że i tym razem pozwolicie nam się odnaleźć. –Szepnął i ruszył przed siebie.
            Przedzierając się przez gąszcze, myślał o niej. Przywoływał w pamięci jej delikatną twarz, jej śmiech i to jak słodko rumieniła się, gdy przyniósł jej zerwanego na łące maka. Pamiętał, jak wstrzymywała oddech, gdy stawał za nią, żeby poprawić ułożenie łuku, kiedy uczył ją strzelać. Dotknął policzka, gdzie nadal czuł jej miękkie wargi, gdy gratulowała mu wygranej w kolejnych turniejach.
            Musi ją odnaleźć, chociażby tylko po to, żeby uderzyła go w tył głowy, gdy powie jej, że w czarnej sukience wygląda jak wiedźma.
            Droga prowadziła do mieszkania Ogra, który był dziesięć razy większy od normalnego mężczyzny, żywił się ludzkim mięsem, miał niesamowity słuch i był ślepy. Tomas postanowił, że cicho przemknie obok domu i ruszy dalej. Wystraszył się, gdy nagle obok jego nogi zmaterializowała się gadająca jaszczurka.
 -A czegoż tu szukasz, młodzieńcze? Życie ci nie miłe?
 -Muszę uratować księżniczkę. –Tomas z niepokojem przyglądał się drzwiom wejściowym, z których w każdej chwili mógł wypaść wściekły Ogr.
 -A niby jak chcesz to zrobić?
 -Jak to jak? –Rycerz spojrzał na jaszczurkę. –Zakradnę się do Zamczyska i ją uwolnię.
 -A jak się tam dostaniesz? Potrafisz latać?
Tomas uniósł brwi. O czym ta jaszczurka mówi?
 -Czy nie wiesz, że Zamczysko jest usytuowane na chmurze?
            Pobladł. Myślał, że to tylko głupie plotki, ale skoro istnieją gadające jaszczurki, to i pewnie Zamek stoi na chmurze. Chciał spytać gada, czy zna jakiś sposób, na dostanie się do zamku, ale już go nie było. Tomas usiadł pod drzewem i zamknął oczy. Nie potrafi latać, nie zna się na magii, musi szybko wymyślić jakiś sposób, żeby się tam dostać.
            -Magiczne fasolki –pokazała mu obrazek w książce. Lubiła dużo czytać. Dowiadywała się z nich wielu ciekawych rzeczy, a potem się przed nim wymądrzała. Przechwalała się tym, że wie, jak zabić Ogra, że zna przepis na eliksir miłości, że wie, że gdzieś w królestwie ukryte jest magiczne lusterko, które potrafi przenieść do innej krainy.
            Uwielbiał ją słuchać. Chłonął każde jej słowo, jednak nigdy się do tego nie przyznał. Kpił, że to jakieś brednie, mówił, że w książkach są nudne historyjki dla bab. Obrażała się za to na niego. Mówiła, że jest głupim ignorantem.
 -Założę się, że kiedyś ta wiedza uratuje ci życie! –Krzyczała. –Nie zapomnij mi wtedy podziękować!
            Zgodnie z tym, co Fran wyczytała w swoich książkach, ten obrzydliwy Ogr ma Magiczną Fasolkę, która, gdy wsadzi się ją do ziemi, wyrasta na tyle wysoko, że będzie mógł wspiąć się po jej łodydze, aż do Zamczyska. Musiał tylko zaufać książkom księżniczki i zdobyć ziarenko. Nie mogło to być takie trudne. Po prostu musi być cicho.
            Tomas zakradł się do domu Ogra i zaczął się rozglądać. Zastanawiał się, gdzie olbrzym może trzymać fasolki. Skoro jest ślepy, to musi ją trzymać gdzieś blisko. Z oddali zaczął mu się przyglądać. Ogr robił cebulową zupę. Rycerz nie zamierzał być do niej dodatkiem. Gdy olbrzym odwrócił się, by wymacać solniczkę, Tomas zauważył mały wisiorek na jego szyi. W środku coś świeciło. Stwierdził, że muszą to być Magiczne Fasolki. Pozostała kwestia tego, jak je dostać.
            Ziarenka maku mają właściwości usypiające. Jeżeli zbierze ich wystarczająco dużo, to może uda mu się na chwile uśpić Ogra, wyciągnąć jedną fasolkę i uciec. Tak, plan był genialny. Szkoda tylko, że nigdzie w pobliżu nie było pola maków.
            Mężczyzna westchnął. Może poczeka, aż Ogr sam się położy? Może też robi sobie poobiednią sjestę? Może nie będzie musiał czekać, aż się ściemni... Czy w ogóle Ogry chodzą spać? Próbował sobie przypomnieć wszystkie informacje, które Francesca czytała mu z książek, ale żadna z nich nic nie mówiła o ich sennych preferencjach. Wszedł z powrotem do domku. Jeżeli szybko czegoś nie wymyśli, nigdy nie uratuje Fran. Kopnął ze złości w ścianę. Dopiero po chwili uświadomił sobie, co najlepszego zrobił.
            Usłyszał go Ogr i teraz gonił po całej polanie. Słyszał każdy szelest, każdy jego krok. Nie zdoła mu uciec. Wszędzie go znajdzie. Tomas zatrzymał się gwałtownie i dobył miecza. Jeżeli ma zginąć, to zrobi to jak prawdziwy mężczyzna; będzie walczył.
            -Lubię, jak się złościsz –powiedział, zakładając kosmyk jej czarnych włosów za ucho. –Oczy ci wtedy błyszczą.
 -Och, zamknij się! –Uderzyła go książką po głowie. Chwycił ją w pasie i przygniótł do ściany.
 -Już ja ci pokażę! –Zaczął ją łaskotać. Śmiała się do rozpuku, błagając by przestał. Kiedy skończył, zarzuciła mu ręce na szyję i się uśmiechnęła.
 -Jak będziesz kiedyś walczył z Ogrem, to celuj w to jego jedno oko.
            W oko. Tomas poszukał dla siebie najbardziej dogodnego miejsca. Chwycił mocno miecz i gdy był gotowy, zagwizdał. Ogr odwrócił się w jego kierunku, a wtedy rycerz rzucił mieczem w jego oko. Olbrzym zawył, zachwiał się i po chwili upadł. Mężczyzna podszedł do niego z walącym w piersi sercem. Modlił się o to, żeby Ogr się nie obudził i nie pożarł go na miejscu. Z wisiorka wyciągnął ostatnie ziarenko Magicznej Fasolki.
 -Mam cię –ścisnął je w dłoni. Wyciągnął twarz ku słońcu i odetchnął głęboko. –Idę po ciebie, Fran.

            Myślał, że teraz już wszystko pójdzie łatwo, że jeżeli zdobył fasolkę to po prostu podejdzie jak najbliżej tej chmury, na której znajduje się Zamczysko, zasadzi ją i poczeka, aż jego droga do nieba wyrośnie. Nigdy nie miał problemów ze wspinaniem się na drzewa, więc szybko wespnie się na górę, zakradnie się cicho do Zamku i wyciągnie Fran ze środka.
            Martwił się o nią. O Strasznym Zamczysku krążyły różne legendy, ale żadna z nich nie zawierała szczęśliwego zakończenia. Co jeśli ich ukochana księżniczka już nie żyje? Przełknął głośno ślinę, gdy ta niewesoła myśl przeszła mu przez głowę. Starał się przekonać samego siebie, że to niemożliwe. Fran jest inteligentną, sprawną kobietą. Potrafi posługiwać się mieczem i strzelać z łuku. Na pewno udało jej się gdzieś ukryć i teraz czeka, aż ktoś ją uwolni. Aż on ją uwolni. Tak jak kiedyś ona jego uwolniła...
            -Jesteś idiotą –powiedziała, patrzą na niego z rozbawieniem. Ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Wcale mu się nie podobało, że akurat ona znalazła go w takiej krępującej sytuacji. Mało to męskie, kiedy kobieta musi ratować mężczyznę, ale oprócz niej nikogo nie było widać na horyzoncie, a on już miał dość siedzenia w sieci, w którą wpadł, gdy wybrał się na polowanie. Dyndał teraz, poskurczany na gałęzi i czuł, że wszystkie mięśnie mu zdrętwiały. Zastanawiał się, jak w ogóle dojdzie do Zamku.
 -Nie wiesz, że trzeba patrzeć pod nogi? –Spytała wesoło.
 -Czy Wasza Wysokość mogłaby mnie w końcu stąd ściągnąć? –Warknął i zaczął się szamotać. Czuł się upokorzony.
 -Oczywiście Sir Tomasie. Z największą przyjemnością. –Ukłoniła się, a potem z gracją odcięła linę. Spadł z hukiem, zastanawiając się, czy przypadkiem nie ma złamanego kręgosłupa.
            Francesca podbiegła do niego przerażona, gdy przestał się ruszać. Próbowała go ocucić, ale on nie otwierał oczu. W duchu śmiał się z jej paniki, ale zasłużyła sobie na to, żeby z niej zażartować.
 -Tomas! Tomas, no otwórz te cholerne oczy! –Szarpała go. Głos niebezpiecznie jej się łamał i była bliska płaczu, gdy nagle chwycił ją za rękę i podniósł głowę.
 -Takie brzydkie słowo w ustach księżniczki? -Pokręcił głowę z dezaprobatą. -To nie przystoi. Król byłby zdruzgotany. –Uderzyła go w ramię, gdy zaczął się śmiać.
 -Idioto, myślałam, że nie żyjesz! –Wstała z ziemi, otrzepała sukienkę i odwróciła się obrażona.
 -Hej! –Chwycił ją za rękę i odwrócił w swoją stronę. –Przepraszam. –Pogłaskał ją po policzku. –Nie wiedziałem, że tak się mną przejmiesz. To miłe. –Uśmiechnął się ciepło, gdy się zarumieniła.
            Byli przyjaciółmi i nigdy inaczej jej nie traktował. Nie mógł sobie na to pozwolić. Była nieosiągalna dla niego. Była stworzona do rzeczy wielkich. Do sprawiedliwego panowania nad Królestwem. Potrzebowała u swojego boku szlachetnego mężczyzny, który dotrzymałby jej kroku, sprostałby jej wymaganiom, był dla niej oparciem i wspierał ją w trudnych wyborach. Potrzebowała księcia z prawdziwego zdarzenia, a nie zagubionego rycerza, który cudem ocalał i to tylko dlatego, że ona go uratowała. Właśnie z tego powodu nawet  nie pomyślał, że mógłby kiedykolwiek rozbudzić w sobie uczucie silniejsze niż przyjaźń.
            Przystanął na chwilę i zapatrzył się na majaczący w oddali zarys Strasznego Zamczyska, był już blisko... Jeżeli będzie utrzymywał cały czas takie tempo, to dotrze tam jeszcze przed zachodem słońca.
            Chciał ją już zobaczyć. Całą i zdrową. Tęsknił za nią bardziej, niż przypuszczał. Brakowało mu jej uśmiechu, melodyjnego głosu, karcącego spojrzenia, gdy podkradał z kuchni jabłka. Chciał, żeby się w niego wtulała, żeby mierzwiła mu włosy i krzyczała, gdy wyśmiewał jej mądrości. Dużo by dał, żeby znowu się na niego obrażała i nie odzywała tylko przez pół dnia, bo dłużej nie umiała wytrzymać, nawet jeżeli wcześniej zarzekała się, że nie wypowie do niego już nigdy więcej ani jednego słowa.
            Na ostatniej prostej do Strasznego Zamczyska spotkał głośno zawodzącą staruszkę. Wiedział, że jeżeli się zatrzyma, nie dotrze do celu przed zmrokiem, więc minął ją, ale po kilku metrach zawrócił. Nie potrafił przejść obojętnie wobec kogoś w opresji. Francesca zawsze mówiła mu, że nie wolno się odwracać do kogoś plecami, bo nie wiadomo, czy kiedyś sami nie będziemy potrzebować jego pomocy.
 -Co się stało, pani? –Podszedł do kobiety.
 -Och, młodzieńcze! Mój kot wdrapał się na Magiczny Pal i nie potrafi zejść –wskazała ręką w górę. –Człowiek nie może się po nim wdrapać, bo jest zaczarowany.
Tomas spojrzał z powątpiewaniem w górę. Tyle hałasu o jakiegoś kota?
 -Mam tylko jego, mój panie –staruszka zawodziła coraz głośniej. –Nie mam rodziny; sama jestem na tym świecie. Samiuteńka... –pociągnęła nosem. –Tylko on jeden mi został. On jeden... –znowu pociągnęła nosem. –Co ja nieszczęsna zrobię?!
            Rycerzowi zrobiło się żal kobiety. Bóg jeden wie, czy nie mieszkała jako jedyna w tym okropnym gaju, wśród tych Ogrów i innych niebezpiecznych stworzeń. Tylko ten kot dawał jej szczęście... Ten cholerny kot, któremu zachciało się wyjść na ten Magiczny Pal. Tomas podszedł i dotknął drewna. Spróbował się na nie wspiąć różnymi sposobami, ale za każdym razem się ześlizgiwał. Kobieta była zrozpaczona. Był tylko jeden sposób, żeby jej pomóc. Ścisnął mocniej Fasolkę, którą trzymał w dłoni. Pomyślał, że właśnie tego chciałaby Francesca. Nigdy nie myślała o sobie. Zawsze na pierwszym miejscu byli inny.
            Tomas zasadził pod Palem Magiczną Fasolkę i poczekał, aż wyrośnie. Później wdrapał się na nią i zdjął kota, który podrapał go po ręce. Niewdzięczny pchlarz.
 -Dziękuję, dziękuję! –Staruszka wzięła zwierzę na ręce i spojrzała na Tomasa z wdzięcznością. –Niech ci się dobrze wiedze.
Pokiwał tylko głową i westchnął. Spojrzał w stronę chmury, na której stał zamek i westchnął z rezygnacją. Był tak blisko... Odwrócił się do kobiety i smutno uśmiechnął.
 -Tobie też.
            Ruszył w dalszą drogę, chociaż wiedział, że nie ma to już sensu. Bez Magicznej Fasolki nie uda mu się wejść na chmurę. Nie potrafił latać. Wzniósł oczy ku niebu i cicho prosił o cud. Zauważył, że coś błysnęło i leci w jego kierunku. Najpierw myślał, że to świetlik, ale gdy obiekt zbliżał się do niego, spostrzegł, że to Wróżka.
­ -Sir Tomas –głos miała cichy; musiał wytężać słuch, by zrozumieć, co do niego mówi.
 -Znasz mnie?
 -Znam wszystkich –odparła z dumą.
 -Ale nie wszyscy znają ciebie.
 -Bo jesteś ignorantem! –Prychnęła z lekceważeniem. –Jestem Dzwoneczek.­
 -Nie chciałem cię urazić, wybacz Dzwoneczku­. ­
 -Mniejsza o to –machnęła małą rączką. –Wykazałeś się szlachetnością, oddając tej kobiecie Fasolkę, więc ja ci to wynagrodzę.
 -To właśnie robią Wróżki?
 -Nie do końca –dmuchnęła w blond grzywkę, która opadła jej na oczy. –Normalnie znajduję zgubiska i robię z nich fantastyczne rzeczy, ale nasza Szefowa, kazała mi zrobić coś dobrego dla ludzi –skrzywiła się. –Więc robię.
            Dała mu Księżycowy Pył, dzięki któremu mógł wzbić się w powietrze. Tomas skakał z radości, gdy wręczyła mu woreczek i wytłumaczyła, jak to działa. Teraz będzie mógł dostać się na chmurę. Podziękował Dzwoneczkowi, która była już wyraźnie znudzona jego towarzystwem i posypał się pyłem. Pomyślał, że to najpiękniejszy podarunek, jaki kiedykolwiek dostał. Nie tylko mógł poczuć się wolny, jak ptak, ale dzięki niemu otrzymał szansę na uratowanie księżniczki. Zupełnie, jak w książce, pomyślał, gdy stanął na chmurze. 
W Dniu Jej Imienia dostała od niego niezwykły prezent. Chciał dać jej coś wyjątkowego. Coś innego niż wszyscy.
 -Co to? –Spytała, gdy wręczył jej oprawione w skórę czyste kartki pergaminu.
 -Książka. –Uśmiechnął się lekko.
 -Pusta? –Zrobiła zdziwioną minę. Dla pewności jeszcze raz przeglądnęła strony. Wpatrywała się w nie uporczywie, ale nic nie potrafiła dostrzec. Popatrzyła na niego podejrzliwie. –To jakaś pułapka?
-A skąd! –Roześmiał się. –Kochasz książki. Napisz swoją.
Poczuł dumę, gdy jej oczy rozbłysły w zachwycie. Rzuciła mu się na szyję i w ekscytacji pocałowała w usta. Serce mu wtedy mocniej zabiło, ale ona chyba w ogóle nie zdawała sobie sprawy z tego co zrobiła. Poszukała w toaletce pióra i atramentu, usiadła na podłodze i zabrała się do pisania swojego własnego opowiadania.
 -Będzie o księżniczce. Zostanie zamknięta w wieży i książę będzie musiał ją uratować. –Zmarszczyła nosek i zaczęła skrobać po kartkach.
 -Tylko niech nie będzie za prosto. –Przysiadł się do niej i zaczął przyglądać kształtnym literom.
 -Masz rację. Nie może tak po prostu wejść sobie do wieży i ją zabrać. Hmm... –bębniła palcami o książkę. –Może będzie musiał przejść trzy próby? Udowodnić swoją mądrość, odwagę i szlachetność?
            Była jak w transie. Strony zapełniały się w zawrotnym tempie. Przez chwilę myślał, że za mało ich dodał.
 -Niech na końcu będą  drzwi. –Wtrącił. –Dwie pary. Za jednymi będzie czekała księżniczka, za drugimi śmierć.
 -Niech będzie –dopisała coś. –Ale skąd będzie wiedział, które wybrać?
 -Może te właściwe będę w kolorze oczu księżniczki? Jeśli go zna, to wybierze dobrze.
Posłała mu szeroki uśmiech.
 -Świetny pomysł.
 -Poczekaj –chwycił jej dłoń, tą z piórem. –Niech wybierze złe.
 -Dlaczego ma wybrać złe?- Uniosła w zdziwieniu brwi.
 -Bo wszystkie te historyjki dobrze się kończą. Niech twoja skończy się źle.
 -Jesteś głupi –pokręciła ze śmiechem głową.
            Gdy udało mu się dotrzeć do Zamczyska, wszystko zaczęło mu się układać w pewną całość. Francesca zawsze przy nim była, pchała go do przodu, gdy wydawało mu się, że nie ma już siły iść, wspierała go, gdy chciał się poddać, wierzyła, gdy sam wątpił.
            Nagle przypomniał sobie te ukradkowe spojrzenia, gdy myślała, że nie widzi. Uśmiechy, które pojawiały się na jej twarzy, gdy tylko go zobaczyła. Przypadkowe dotknięcia, westchnienia, nawet zazdrość, gdy zbyt długo rozmawiał z inną dziewczyną. Jak mógł tego wcześniej nie zauważyć? Jak mógł nie dostrzec tych wszystkich drobnych gestów, które świadczyły o tym, że nie jest jej obojętny? A może specjalnie je ignorował, bo nie mógł uwierzyć, że nie marzy o bogatym księciu, tylko o nim?
            Chciało mu się śmiać, gdy uświadomił sobie, że Fancesca uknuła wszystko. Wiedziała, że jeśli on po nią wyruszy, to ją odnajdzie. Tak, jak w jej opowiadaniu musiał wykazać się mądrością, gdy nie poszedł ścieżką, która miała prowadzić wprost do Zamczyska, ale wybrał tę, która była oznaczona Niebieskimi Płomykami. Odwagę udowodnił, gdy pokonał Ogra, a szlachetność, gdy pomógł staruszce. Biegnąc po krętych schodach wiedział, że na samej górze czekają go drzwi. Dwoje. Będzie musiał wybierać. Oby zrobił to dobrze.
            Były identyczne. Obejrzał je bardzo dokładnie. Nie chciał przegapić najmniejszego szczegółu, który mógłby naprowadzić go na właściwy wybór. Wyglądały tak samo. Żadne z nich nie były pomalowane na kolor jej oczu. Nie miały wykonanego zdobienia w kształcie ulubionego kwiatu, ani żadnych wyrytych, ważnych dla niej dat. Musiał zdać się na swoją intuicję. Zamknął oczy i odetchnął głęboko.
 -Dobrze, niech wybierze złe –stwierdziła. –Otworzy je i pochłonie go mrok.
 -A księżniczka umrze z tęsknoty –pstryknął ją w nos.
 -I nie będą żyć długo i szczęśliwie.
 -Nie będą.
            Otworzył szeroko oczy i ruszył przed siebie. Wiedział już, że tylko jedno mogło wypełnić tę pustkę w jego sercu. Tylko jedno mogło sprawić, że nie będzie mu już nic brakowało. W chwili, w której wchodził do komnaty uświadomił sobie, że jego życie jest niczym bez...
            Wybrał te po prawej stronie.
 

1 komentarz:

  1. Hah, no kto by pomyślał że jeszcze kiedyś się "spotkamy".
    No, ale cóż, oto jestem, we własnej osobie, i mam możliwoś przeczytania kolejnego twojego dzieła.
    Hmm...podobało mi się nawiązanie do wszystkich tych bajek (czyżby płomyki były z "Meridy"?).
    Tylko...musiałam (a właściwie to chciałam) pozmieniać wszystkie wyrazy "Tomas" na "Marco" (takia sobie paranoja. Po prostu kocham Marceske i tyle).
    Chociaż w tym wypadku to niewiele zmieniło, bo sens został zachowany a całość była spójna i naprawdę miło się ją czytało.
    Nie wspominając o tym, że koniec mnie rozbroił.
    Już nie mogę się doczekać kolejnej Twojej pracy.
    Pozdrawiam i niech wena Cię nie opuszcza.!
    ~Anonim Juleśka ❤

    OdpowiedzUsuń